Za czym będę tęsknić?

CosaMiManchera_Milano castello.jpg

Prawie 3 lata w Mediolanie. Inne życie, nowi ludzie, tyle doświadczeń…

Za czym będę tęsknić?

Bo będę… i to bardzo.

Będę przechodzić ulicami polskich miast i wspominać Mediolan, który przecież kosztował mnie kilka łez, frustracji, niepokoju i stresu.

Z czasem jednak, wiem, wspomina się dobre rzeczy.

Przynajmniej ja tak robię.

Łatwiej i przyjemniej pamiętać :

– śmiech moich kolegów z kursu włoskiego i nasze językowe wpadki,

– żarty mojej szefowej opowiadane po raz dziesiąty,

– wspólne gotowanie na kolacje międzynarodowe w mojej organizacji,

kolacje Casapacowe

– słońce i grę w badmintona w Parku Nord,

– zapach Mediolanu po deszczu i spacery po mieście nocną porą,

– uśmiech starszego sąsiada podnoszącego dłoń w geście pozdrowienia,

– aperitivo w barze Manhattan na mediolańskich kanałach,

– bycie wziętą za tancerkę flamenco na hiszpańskiej imprezie,

wieczór hiszpański

– piknik na Monte Stella i kosztowanie letniej wersji tiramisu z innymi couchsurfurami,

– dzielenie wina i opowieści przy Łuku Pokoju z moją czeską wpółlokatorką,

– lody niedaleko stacji Cadorna odkryte przez moich przyjaciół (polecam smak CROCCANTE!),

– wspólny śpiew po kolacji ze znajomymi i ich grę na gitarze,

– kolory mojego biura (i nawet ten jego wieczny nieporządek),

– monumentalne Duomo, które przecież tyle razy już widziałam, a za każdym razem każe mi choć na chwilę przystanąć,

Milano DUOMO

– budzącego grozę ochroniarza w pobliskim markecie, który niezmiennie wita mnie uśmiechem,

– rozmowy o jedzeniu przed i po obiedzie i dzielenie się nowymi pomysłami na wegetariańskie potrawy (nawet jeśli uwielbiam mięso :D),

– smak i zapach warzyw i owoców,

– codzienne: come stai? czyli jak się masz? słyszane na powitanie w pracy, rozpoczynające maile i smsy,

– eventy, na których głównym zadaniem jest smakowanie wina :),

smakowanie wina

–  masaże, które po długim dniu pracy, serwowała nam nasza szefowa,

– obiady kuchni całego świata u dobrych przyjaciół przy stacji Turro i ich barwną dzielnicę o niesamowitym przekroju społecznym,

– kolorowe, ręcznie robione, alternatywne ubrania moich koleżanek z pracy,

– ludzi. Będę tęsknić za ich otwartością, uśmiechem, za rozmową z nimi, i za tym, że byli przez tak długi czas wokół mnie. Że byli dla mnie 🙂

Casa Pace ludzie

Gdzie Włosi spędzają wakacje?

vacanze estive

Wakacje to temat wałkowany na ostatnich lekcjach angielskiego z moimi uczniami.

Gdzie wyjeżdżacie? Kiedy? Co sprawia, że wakacje można zaliczyć do udanych?

Moi uczniowie stawiają przede wszystkim na wygodę. Lubią słońce, morze, dobre jedzenie i umiarkowane cenowo miejsca.

Chwalą sobie Hiszpanię (Walencja, Teneryfa)  i Chorwację.

Dużym plusem jest fakt, że w obu krajach mogą się całkiem sprawnie dogadać (z Hiszpanami po włosko-hiszpańsku, a z Chorwatami po włosku, bo przecież włoska turystyka tam kwitnie od lat).

Croazia

Można by pomyśleć, że przecież ani wybrzeża Hiszpanii ani Chorwacji nie różnią się bardzo od tego, do czego przywykli Włosi, ale w niczym to nie przeszkadza. Wakacje nie muszę być bardzo oryginalne. Wakacje all’italiana (wg moich uczniów, podkreślę!) to plaża, piaseczek, hotel z basenem (ewentualnie wsółdzielone grupowo mieszkanie), dobre miejscowe specjały i nie za dużo aktywności fizycznej.

Z lokalnych miejscówek spora część Włochów wybiera Apulię, aczkolwiek sami podkreślają, że tamtejsi mieszkańcy żądają niebotycznych cen za noclegi czy żywność, nie tylko od zagranicznych turystów, ale nawet od swoich rodaków.

Alberobello

Oczywiście, bardzo duża część Włochów decyduje się na zostanie w domu (kryzys jednak daje się ciągle odczuć), część jednak nostalgicznie i bezpiecznie wraca zawsze do tego samego miejsca sprzed roku, dwóch lat, itd.

Tu koniecznie mała przerwa na włoski wakacyjny hit Miny Stessa spiaggia, stesso mare (Ta sama plaża, to samo morze):

Niektórzy, ci nieco bardziej alternatywni, porwą się na wakacje pod namiotem (choć nie jest to bardzo powszechna forma spędzania lata), a znikoma część postanowi zafundować sobie wakacje w tak odległych miejscach jak np. Tadżykistan czy Kenia (niektórzy z moich znajomych).

podróże.gazeta.pl

Od czego zależy wybór?

Od stanu portfela, ale również od umiejętności znajdowania okazji podróżniczych, od znajomości, od zmęczenia po roku szaleńczej pracy w Mediolanie, od rodziny, od dzieci, od tego, czy ma się chęć poleżeć na ciepłym piasku czy poczuć wiatr tadżyckiego stepu.

A Wy? Jakie plany macie na tegoroczne wakacje? 🙂

Salamella, nie żaden hamburger!

Wikipediait_Salamelle.jpg

Gdy słyszę słowo salamella, to zawsze mam ochotę zaśpiewać je do muzyki piosenki “Kawiarenki”, według mnie idealnie oddałaby entuzjazm i nieskrępowaną radość Włochów, którzy na różnego rodzaju koncertach i festach reagują żywo na widok straganu z kanapkami z salamellą i ochoczą ustawiają się w kolejki, w których czekają nawet do pół godziny, żeby tylko zatopić zęby w kiełbasce.

Dodam jeszcze, że kanapki takie składają się najczęściej z bułki, salamelli, odrobiny musztardy lub keczupu. No dobrze, czasem dorzuca się dwa plasterki grillowanej papryki.

Czy więc salamella jest tak dobra?

O tak, jest całkiem smaczna, aczkolwiek jako Polka mam trudności z docenieniem wędlin włoskich, jako że mój polski standard jest na naprawdę wysokim poziomie :).

Ale salamella to nie tylko kiełbaska. Dla Włochów niesie ona dużo większe znaczenie, jest symbolem zabawy, czasu spędzonego na łonie natury, z przyjaciółmi, z muzyką na żywo, przy piwku czy winie.

Możesz nie być wcale jej fanem, na co dzień nie zwracasz nawet na nią uwagi w supermarkecie, ale na feście to już inna sprawa, salamella to priorytet.

Z czasem i ty uczysz się kojarzyć jej smak i lekko osmoloną woń z poczuciem wolności i dobrego samopoczucia.

I rozumiesz, że po prostu hamburgery i hotdogi pozbawione są tej włoskiej duszy i kulinarnej radości życia :D.

salamella panino

Moda na włoską flagę

Akcesoria flaga Włoch

Upodobanie do włoskiej flagi Włosi rozwijają w sobie od dzieciństwa.

Jak zapewne pamiętacie, flaga ta zwana jest również tricolore ze względu na swoje trzy kolory: zieleń, biel i czerwień.

Kiedyś w pracy wywiązała się między nami (nie-Włochami i Włochami) dyskusja na temat jej obecności w życiu codziennym. I nie mam na myśli flag powiewających na masztach i zawieszanych na znak solidarności z krajem.

Mówię o modzie, która włoską flagę wykorzystuje na co dzień. Te trzy kolory można odnaleźć na ulicy bardzo często. Uwielbiają je wszyscy jeżdzący motocyklami i dumnie noszą trójkolorowe kaski na głowach, małe flagi widnieją bardzo często na obuwiu sportowym, nawet jeśli nie mają kształtu prostokąta, w jakiś sposób zostają tam przemycone, np. na kolorowych podeszwach. Panowie zakładają kurtki z małymi trójkolorowymi emblematami, a panie czasem kupują zielono-biało-czerwone sukienki. Dla nas nie-Włochów jest to zaskakujące, a jak się okazuje tu w Mediolanie nikt specjalnie nie widzi w tym niczego dziwnego.

Nie mam nic przeciwko temu, aczkolwiek jest to dla mnie nowość, nasza białą-czerwoną symbolikę widuję najczęściej przy okazji meczów polskiej reprezentacji.

Co ciekawe, upodobanie to tego włoskiego połączenia barw udziela się również obcokrajowcom, którzy do Italii przyjeżdżają. Chętnie sięgają po pizzę margheritę, kupują trójkolorowe koszulki i, nawet gotując, układają jedzenie oddając gamę kolorystyczną włoskiej tricolore.

Poniżej dzieło mojej koleżanki Francuzki. Czyż nie wygląda włosko-apetycznie? 🙂

flagajedzonko.jpg

Jak rozpoznać, że powoli wrastasz we włoską rzeczywistość – w 12 punktach!

Kiedyś myślałam: „Mnie to nie spotka. Mam już przecież od lat wyrobione swoje polskie tradycyjne zwyczaje i moje małe nabyte nawyki. Kawę piję rzadko i najczęściej w formie instant. Nie znoszę dodatkowych akcesoriów typu okulary, jak umówię się na spotkanie, to nic nie jest mnie w stanie powstrzymać przed dotarciem na miejsce, a jak temperatura wskazuje powyżej 25 stopni, to zakładam szorty i bluzki na ramiączkach. Gdy wysyłam smsa, to od razu przechodzę do sedna sprawy… i przestrzegam reguł, wszystkich (no prawie) reguł!”

A potem wyjechałam do Włoch.

 

Dziś zerkam na siebie i myślę: Michasia, czy to jednak ty? 😛

Przed Wami 12 symptomów potwierdzających fakt, że włoska rzeczywistość powoli ale skutecznie czaruje i wciąga:

1. Kawa rozpuszczalna nie ma racji bytu w twojej kuchni (czyba że orzo)! (Jeśli nieopatrznie ją zakupiłeś, wciskasz ją w najciemniejszy kąt szafki, by czasem znajomi Włosi jej nie dojrzeli).

kawa

2. Gdy mówisz po angielsku, zamiast  I’m coming mówisz I’m arriving;  oceny po angielsku nazywasz votes (a nie marks/grades) i masz trudności z nazwaniem naklejki… Jak to było? adhesive? nie, chyba jednak sticker!  (Ostatkiem silnej woli pilnujesz się jeszcze, by nie powiedzieć look this film czy Wait me! 🙂 )

3. Gdy piszesz smsa po polsku do znajomych czy rodziny, zaczynasz od słów: jak się macie? wszystko dobrze? Potem przechodzisz do rzeczy.

4. Zostawianie prania rozwieszonego w niedzielę na sznurku wcale nie wydaje ci się nieestetyczne, a gdy to robisz, pozdrawiasz sąsiadki z balkonów naprzeciwko przyjaznym gestem.

pranie.jpg

5. Nawet, gdy jest 30 stopni na plusie na dworze, masz pod ręką (lub na sobie) sweter… na wszelki wypadek, bo przecież wieczorem temperatura spada (!).

6. Oliwa z oliwek, makaron i passata di pomodoro są na stałym zaopatrzeniu kuchni. W każdym supermarkecie w promieniu kilometra od twojego mieszkania, wiesz na której półce i w którym przejściu znaleźć te produkty.

7. Gdy zamawiasz kawę cappuccino w pobliskim barze, prosisz un CAPPUCCIO, per favore 🙂

8. Gdy pada deszcz, spoglądasz z niechęcią przez okno i odwołujesz zaplanowane spotkanie, żeby nie musieć wychodzić z domu. (A przy okazji zaczynasz kolekcjonować parasole w każdym rozmiarze i kolorze).

9. Mimo że nie jesteś fanem okularów przeciwsłonecznych i ty, prędzej czy później, nabywasz co najmniej 1 parę (mam i ja!).

sunglasses sweater

10. Przechodzisz na czerwonym świetle i zachęcasz innych do tego samego, bo przecież nic nie jedzie, nawet pan policjant potakująco kiwa głową! (Coś mi się wydaje, że w Polsce jeszcze mi się za ten zgubny nawyk oberwie ;)).

11. Gdy nie wiesz, jak odpowiedzieć na pytanie (nieważne w jakim języku zadane!), wzruszasz ramionami i wydajesz z siebie dźwięk w stylu ‘boh’ (byyy/ booo…).

12. Gestykulujesz dużo i za dużo (co akurat w moim przypadku niewiele zmienia, bo zawsze tak było :D).

gesty.jpg

Blogi i strony facebookowe o Włoszech

qualcosadaleggere.jpg

Rozpoczął się ostatni miesiąc mojego pobytu we Włoszech. Myślę, że i mój blog niebawem przejdzie w stan odpoczynku (może nie – spoczynku ;P), dlatego postanowiłam wszystkim italo-miłośnikom i italo-krytykom (czyli tym, co bez Włoch żyć nie mogą) zostawić pomysły na to (choć domyślam się, że większość tych stron znacie), gdzie warto zaglądać, aby z Italią być na bieżąco..

czyli

blogi i strony facebookowe o Włoszech, które odwiedzam (kolejność jest naprawdę przypadkowa :)):

Mój stały punkt porannego przeglądu Internetu. Blog z inspiracjami kulinarnymi, podróżniczymi, prowadzony przez bardzo ciepłą i otwartą Renatkę :). Prawdziwy kalejdoskop barw i pomysłów.

 

Blog znany chyba każdemu miłośnikowi słonecznej i radosnej Italii, bo tylko tak o niej pisze pełna energii i optymizmu prowadząca, a jednocześnie redaktor naczelna czasopisma La Rivista (http://www.larivista.pl/), Julia.

 

Pięknie pozytywie krytyczny i mądry blog pilotki Ani, z poradami co zabrać we włoską podróż i z zaraźliwym zamiłowaniem do włoskiej aromatycznej kawy.

 

Blog Moja Toskania przenosi nas w idylliczną, smakowitą i zieloną rzeczywistość bajkowej Toskanii (no cóż może nie zawsze takiej bajkowej), ale Ola, autorka, wie, że do serca italofila można trafić również przez żołądek i nieprzerwanie wystawia na próbę naszą fantazję kulinarną.

 

Oj, tak, coś z południa Włoch. Czyli masa insipiracji z Bazylikaty i Apulii, z ciekawym komentarzem Marty – autorki, pięknymi zdjęciami i ogromną wiedzą tego polsko-włoskiego duetu przewodników.

 

Jeśli interesują Was najświeższe nowinki i ciekawostki włoskie, wystarczy tylko polubić stronę Włoskich zakupów na facebooku i już znajdziecie się jedną nogą na Pólwyspie Apenińskim. Dla miłośników włoskiego stylu życia!

 

O tej stronie pisałam już wcześniej, jej autorka Iza częstuje nas codziennie porcją lingwistycznych ciekawostek i do tego okrasza jej swoimi komentarzami, które same w sobie wystarczają, by po prostu polubić/pokochać jej stronę.

 

Magda zaprasza w podróż językowo-turystyczną po Włoszech, opowiadaną przez pryzmat swoich doświadczeń. Jej wpisy są dopracowane w każdym szczególe (zdjęcia!), a projekt językowy jest świetnie prowadzony.

 

Odkąd poznałam blog Agnieszki, mam trudności ze słówkiem ciekawostka, bo zawsze mam chęć zapisać je ‘ciekawaosta’ :). To blog dla miłośników tego przepięknego regionu Włoch, czyli właśnie Doliny Aosty. Uwielbiasz góry, śnieg i Włochy. Tu znajdziesz coś dla siebie!

 

Włochy w praktyce, jak opisuje swój blog autorka, Natalia. Każdy wpis to odrębna włoska inspiracja, trochę kultury, trochę sztuki, trochę mądrości życiowej i włoskiego doświadczenia. Wszystko to doprawione trafnym komentarzem i wcale nie taką ślepą miłością do Włoch.

 

Natalia, autorka, kocha Włochy. I widać to w każdym poście, w zdjęciach, we wspomnieniach, w sposobie, w jaki opisuje swoje włoskie przygody. Można kochać Włochy i mieszkać w Polsce i mądrze i ekonomicznie organizować sobie podróże po Italii? Można! Sprawdźcie sami.

 

Dwujęzyczny blog Ani! Doświadczenia Polki żyjącej we włoskiej rzeczywistości, czyli nieco bardziej intymnie, ale bardzo otwarcie i szczerze o zachwytach i nie-zachwytach życia w Italii.

 

Oto Włochy – to już nie tylko blog… to raczej portal obfitujący w ciekawe artykuły, trafne spostrzeżenia, zdjęcia-perełki, czyli wszystko co najlepsze we Włoszech na wyciągnięcie ręki…czy może na kliknięcie myszki!

 

Włoski cafe to lektura obowiązkowa do kawy :). Czyli nowinki prasowe, ciekawostki kulturowe, zakupowe, wyszperane małe i większe włoskie sensacje i garść pomocnych informacji!

 

>>> * <<<

A na koniec uwielbiana przez Włochów i bardzo ciekawa pod względem lingwistycznym strona: https://www.facebook.com/seiquadripotesseroparlare

Mnie (prawie) zawsze bawi! 🙂

Jak świętować urodziny w Toskanii? :)

1. Posiadłość i uprawa oliwek Civitella

Można by rzec: ech, Toskania wystarczy.

I w sumie to prawda, choć sama Toskania z całą swą urodą i zielenią to jeszcze za mało, przydaje się też bardzo grupa przyjaciół, znajomych, ludzi uśmiechniętych i skorych do zabawy.

 

Plan jest opracowany w najdrobniejszym szczególe!

Miejsce:

Civitella, Val di Chiana, posiadłość rodziców naszej jubilatki. Miejsce magiczne i żywcem wyjęte z filmów, jak np. Pod słońcem Toskanii (no dobrze, tym razem częściej bywało po deszczem Toskanii).

Sprzęt i zasoby ludzkie ;):

gitara i śpiewniki (a do tego kilku zapalonych amatorów gry na gitarze!)

akordeon i wodzirej (czyli nasza szefowa Merche)

śpiewniki (najbardziej rozchwytywane książki podczas naszego pobytu)

sznurki, papier kolorowy, nożyczki (do przygotowania dekoracji w kształcie ptaszków)

Animacja:

sport i zabawa – paletki do badmintona, piłka, przybory kuglarskie Merche (np. devil stick czy diabolo astro!)

taniec (taniec grupowy przed rozpoczęciem kolacji, przy akompaniamencie akordeonu)

Jedzenie:

na specjalne zamówienie rodziców jubilatki przychodzi szef kuchni z pobliskiej resturacji (z którymi nawiążemy pogawędkę o tym, jak gotował na kursach w Warszawie), który przygotuje nam:

1. pastę pomidorową z miętą

2. papryczki w occie

3. frittatę

4. zupę cebulowo-ziemniaczaną

5. kruchą wołowinę w groszku i bobie

6. ciasto czekoladowe

Nastroje: bardzo winne (słowo szampańskie nie oddałoby dobrze panującej atmosfery)!

Może się nie udać?! 😉

2. ozdobne ptaszki

3. kolacja urodzinowa

4. ciasto czekoladowemniam.jpg

5. śpiewamy

6. gramy

🙂

Maile i listy mailingowe

Misia-1

Dziś o kolejnym aspekcie pracy pośród humanistów we włoskiej rzeczywistości , czyli o miłości do mailowania, miłości głębokiej i nader często okazywanej.

Wiecie już albo ze słyszenia, albo z własnego doświadczenia, że Włosi są narodem lubiącym mówić, rozmawiać, gawędzić i dyskutować.

Być może nie zdajecie sobie jednak sprawy, że oddają się też z zapałem uprawianiu takiej wymiany opinii również online, czyli poprzez wymianę maili.

Przede wszystkim lubią się zapisywać (i dołączać również ciebie) do różnego rodzaju list mailingowych, gdzie w eter wysyłają codziennie kilka niecierpiących zwłoki informacji, czyli np. o markecie ubrań używanych, o projekcji filmu w jakiejś mieścinie w Piemoncie (czytaj: daleko od ciebie!), czy pytając o poradę, co kupić koleżance na urodziny i czy do każdego dotarł ten mail (?!)… a każda z osób zapisanych na listę odpisuje: ok, potwierdzając odbiór wiadomości (!).

Jeśli, przez swoje nieszczęście, nie miałeś dostępu do internetu przez jeden dzień, przy kolejnym odpaleniu poczty znajdziesz, bagatela, 84 maile z listy mailingowej, pośród ktorych, i owszem, może znaleźć się jakaś ważna informacja, akurat skierowana do ciebie, ale prawdopodobnie w zalewie słów, pozdrowień i okej-ów jej nie znajdziesz, i gdy wybije sądna godzina, okaże się, że nie zrobiłeś tego, co do ciebie należało.

Jednak Włosi mają i na to sposoby. Jeśli w ciągu 1 dnia nie odpisujesz, dorwą cię na whatsappie, facebooku, odnajdą twój alternatywny adres mailowy i na końcu dla pewności zadzwonią. Nie ma ucieczki, masz potwierdzić natychmiast, że wiadomość otrzymałeś. Liczy się wiadomość dla samej wiadomości, nikt tu nie mówi o jej randze.

Jest to nadzwyczaj frustrujące, gdy czasem dostajesz maila od szefowej w weekend, w którym ci pisze, co masz zrobić w poniedziałek rano i co masz jej przypomnieć, żeby zrobiła ona sama, w którym pyta, czy na pewno zrobiłeś już wszystko, co miałeś zrobić (choć przecież wcześniej ci o tym nie wspominała) i oczywiście, każdą z tych rzeczy, wysyła ci w oddzielnym mailu ;P.

Na pocieszenie tego zalewu maili i wiadomości, gdy w rozpaczy budzisz się o 7 rano w niedzielę (tak, akurat tym razem zapomniałeś wyłączyć telefon!), a twoja szefowa pisze ci na whatsappie, że chciała ci tylko powiedzieć, że na samą myśl, że miałbyś wrócić do twojego kraju i więcej nie pracować w twojej organizacji, robi jej się bardzo ciężko na sercu, myślisz: ach, co by nie było i ile by wiadomości ci nie wysyłali, to są to przecież naprawdę fajni ludzie! 🙂

Modne metro mediolańskie

Częste dojazdy środkami transportu miejskiego są dla mnie doskonałym pretekstem do podejrzenia mediolańskiej mody (a już najbardziej barwne i przekrojowe jest mediolańskie metro!).

Przygotowałam dla Was trzy zestawy typowo włoskie, do pracy i na co dzień, dwa zestawy damskie i jeden męski.

Zestawy zostały skonsultowane pod kątem ich trafności i myślę, że mniej więcej oddają ducha mediolańskiej mody!

1. Zestaw damski:

stawiamy tu na kolory: granat, czerń, złoto, znajdzie się i odrobina brązu w postaci nieodzownej (dla każdej szanującej się mieszkanki Mediolanu) torebki!

Złota biżuteria jest bogata, ale nie przytłacza stroju.

Obowiązkowo lekko wzorzysta (jedyny kolorowy element!) chusta pod szyję lub zawiązana na rączce torebki.

Złote (ponoć wygodne?!) Hogany, koniecznie!

ZESTAW DAMSKI 1

2. Zestaw damski: 

tym razem centralnym elementem jest kremowa bluzka i czarno-beżowe dodatki, takie jak prosta spódnica do kolan (!) i płaskie balerinki (w stylu mediolańskiej businesswoman, która czasem zamienia je na niewysoki obcas).

Tym razem zestaw rozświetlamy bardzo światową (dosłownie!) torebką, markowymi okularami przeciwsłonecznymi, noszonymi niekoniecznie na nosie, a raczej nonszalancko podtrzymującymi spadające na twarz włosy.

Dyskretna (albo i nie tak bardzo) złota (bezwględnie!) biżuteria.

Czarna połyskująca lamówka marynarki dodaje odrobiny mediolańskiego glamour.

ZESTAW DAMSKI 2

 

3. Zestaw męski:

panowie pozwalają sobie na więcej kolorów, aczkolwiek i tu często dominują granat i brąz (i czasem czerń!).

A więc odzież wierzchnia to krótki, sięgający kolan granatowy płaszczyk (noszony nawet czasem latem!).

Do tego koszula o pastelowym odcieniu, żółte spodnie (można zawinąć nogawki i okrasić je kolorowymi skarpetami, ale nie jest to element obowiązkowy).

Mediolańczycy stawiają na dobrej jakości skórzane akcesoria (torba, bransoletka, zegarek). Można też zaszaleć z okularami. Dla tradycjonalistów ciemne przyciemniane szkła, dla hipsterujących – coś niebanalnie kolorowego.

I na sam koniec –  wygodne zamszowe buty sięgające kostki.

ZESTAW MĘSKI

 

Zgadzacie się ze mną?

Co myślicie o powyższych zestawach, jestem bardzo ciekawa Waszej opinii 🙂

Otwartość i rozmowa

Rozmawiamy.jpg

Odkąd przyjechałam do Włoch, trochę zaczęłam pracować nad sobą i nad swoim pojmowaniem innych ludzi.

Już w dwa tygodnie po przyjeździe, gdy jechałam na pierwsze duże spotkanie pracowników mojej organizacji, musiałam porządnie zastanowić się, czy naprawdę jestem osobą otwartą. I nie mam na myśli tego, co mówię innym ludziom o sobie, a raczej jak przyjmuję to, o czym opowiadają mi inni, czy oceniam ich, czy jest to słuszne, czy jest to krzywdzące, czy nie brakuje mi czasem mądrej życzliwości.

Wcześniej uważałam siebie za osobą przyjacielską, towarzyską i otwartą na wszystkich, ale gdzieś tam w głowie i w sercu miałam (i pewnie cały czas mam) pewne schematy, według których wrzucałam ludzi w jakieś kategorie: dobrzy, źli, katolicy, niewierzący, rozwiedzieni, zaręczeni, samotni, pracowici, leniwi, nieciekawi, ambitni, itd.

Pamiętam, że gdy jechaliśmy samochodem w pięć osób na miejsce naszej programmatica, czyli  na spotkanie poświęcone zaplanowaniu roku pracy, moja szefowa Mercedes, którą poznałam 5 minut wcześniej, opowiadała nam o swoim małżeństwie, o problemach z adoptowaną córką, o wierze w Boga i o separacji. Czułam się nieswojo i wręcz miałam jej za złe, że tak bez uprzedzenia zarzuca mnie detalami swojego życia osobistego.

Moja szefowa Mercedes

Ale Merche to po prostu człowiek żyjący pośród ludzi i potrzebujący ich jak powietrza. I z czasem nauczyłam się to w niej doceniać. (To ta roześmiana kobieta w krótkich włosach na zdjęciu powyżej).

W przeciągu tych 2 dni z nowo poznanymi ludźmi z pracy usłyszałam też wiele historii pozostałych osób, dowiedziałam się o wzlotach i upadkach miłosnych, problemach psychicznych i konieczności brania leków, frustracjach seksualnych, blaskach i cieniach ich pracy, o tym, jak spotkali swoich partnerów i że czasem pogubili się na życiowych drogach, o tym, że nie wszystko w życiu jest idealne, ale to nie zmienia tego, kim jesteśmy. Oczywista oczywistość, powiecie? Tak, niby to wiem. A czasem jednak mi to umyka.

Pamiętam, że to 2-dniowe spotkanie dało mi do myślenia. Nikt nie namawiał mnie do zwierzeń. Ale chętnie dzielił się swoimi doświadczeniami.

Z czasem weszło nam w nawyk opowiadanie, jak spędziliśmy weekend, co fajnego zrobiliśmy, co się okazało klapą czy co nas ostatnio trapi. Bywa, że rozmawiamy z ludźmi z pracy w 4 oczy, czasem też w większej grupie, jeśli ktoś ma coś do powiedzenia, po prostu to mówi. Każdy słucha, czasem się pobłażliwie ale przyjaźnie uśmiechnie, czasem coś podpowie albo zabawnie popuka się po głowie.

W pracy jest przerwa na obiad i, jeśli siedzimy w niej więcej niż 8 godzin, mały wypad na kawę do zaprzyjaźnionego baru. Rozmawiamy, gdy pracujemy nad projektami, rozmawiamy, gdy gotujemy wspólnie i gdy widzimy się po pracy na piwie.

I można chlapnąć bzdurę, popełniać błędy, a i tak człowiek czuje się akceptowany.

Tego się wciąż jeszcze uczę, jak dobrze słuchać i nie przypinać łatek. Czasem jest to trudne.