Iza, EVS, życie… i włoskie słówko dnia – wywiad.

Dziś  kolejna niesamowita osoba i kolejny wywiad z ex-wolontariuszką EVS.

Z Izą Urbańską poznałyśmy się przez facebooka.

Tak właśnie.

Ja ciągle komentowałam wszystkie posty i ciekawostki na jej stronie (www.facebook.com/WloskieSlowkoDnia) a Iza czasem zaglądała do mnie i tak odkryłam, że i ona odbyła swój projekt wolontariacki we Włoszech i to całkiem blisko Mediolanu…

tak,podrozowalo_sie_tu_i_owdzie

Misia: Jak dowiedziałaś się o możliwości odbycia wolontariatu za granicą?

Iza: Od mojej przyjaciółki – puściłam mimo uszu, bo to chyba nie był ten moment. Potem od mojej wykładowczyni – i już trafiło na podatniejszy grunt, bo byłam w fazie poszukiwania jakiejś odmiany w życiu. I nawet prawie do mnie dotarło, że jest coś takiego. Ale musiałam usłyszeć o EVS raz jeszcze od tej samej przyjaciółki, co poprzednio – „raaany, no przecież już Ci o tym mówiłam”. Bardzo dziękuję obu – Agnieszce i Kasi – za to, że dzięki nim wreszcie się do mnie przebiła ta informacja.

Jak znalazłaś swój projekt? Gdzie mieszkałaś i czym się zajmowałaś?

Jak już na poważnie zainteresowałam się EVS, to nie było zmiłuj – całymi dniami wertowałam bazę projektów. Nie wiem, jak to teraz wygląda, ale wtedy projekty były rozpisane dosyć ramowo i trudno się było zorientować, kiedy dokładnie organizacje robią nabory i niekoniecznie udawało się to znaleźć na ich stronach internetowych, że już o fanpage’ach nie wspomnę. Bo musisz wiedzieć, że ja jestem prehistoryczną wolontariuszką – mój EVS robiłam w 2007 roku. (Od tego czasu nic się nie zmieniło ;P – Misia.)

Byłam przygotowana na to, że znalezienie projektu może trochę potrwać, ale miałam sporo szczęścia i nieocenioną pomoc Oli z mojej organizacji wysyłającej – Centrum Współpracy Młodzieży w Gdyni. Ola przejrzała wybrane przeze mnie projekty i od razu ustaliła, które organizacje akurat szukały wolontariuszy. Skończyło się na wysłaniu bodajże jednej aplikacji. W moim przypadku szukanie projektu trwało znacznie krócej niż czekanie na decyzję o tym, czy zostanie on dofinansowany.

I tak trafiłam do Varese, miasteczka w północnej Lombardii. Wyjeżdżając miałam trochę obaw, że oto trafię do włoskiego Twin Peaks i umrę albo z nudów albo w trakcie panicznego ataku klaustrofobii. Na szczęście tak się nie stało, a prawdziwe włoskie Twin Peaks miałam poznać dopiero kilka lat później w czasie wakacji. Ale wywiad nie o tym miał być, więc wróćmy do 2007.

Miałam bardzo fajny wolontariat, bo mój tydzień pracy dzieliłam pomiędzy 3 organizacje w 3 różnych miejscowościach. Takie zróżnicowanie miejsc, zadań i możliwość współpracy z wieloma osobami bardzo odpowiadało moim potrzebom.

Najwięcej czasu spędzałam w CESVOV (Centro di Servizi per il Volontariato della Provincia di Varese). Tam brałam udział w różnych zadaniach działu promocji: współtworzyłam materiały promocyjne (w tym stronę informacyjną o EVS www.go4europe.it), pomagałam w realizacji przewodnika turystycznego dla osób niepełnosprawnych, wykonywałam różne prace biurowe.

Dwa razy w tygodniu spędzałam po pół dnia w Gavirate w punkcie InformaGiovani/InformaLavoro – pomagałam w prowadzeniu kawiarenki internetowej, przygotowywałam materiały informacyjne dotyczące organizowanych przez punkt wydarzeń oraz pomagałam organizować wystawę turystyczną Salone delle Vacanze.

I do tego wszystkiego, żeby nie popaść w rutynę, pół dnia w tygodniu asystowałam dorosłym niepełnosprawnym w trakcie warsztatów artystycznych w Cooperativa Sociale La Finestra w Malnate.

robimy_salone_delle_vacanze-jeszcze_bedzie_ladnie

21a Festa Sociale La Finestra

Prowadziłaś również bloga? O czym najchętniej pisałaś?

Jak już wspomniałam, w ramach mojego projektu stworzyłam stronę informacyjną o EVS. Jej integralną częścią jest blog, na którym pisali wszyscy wolontariusze europejscy, którzy przewinęli się przez Varese. Organizacja goszcząca od samego początku przykładała wagę do tego, aby wolontariusze dzielili się swoim doświadczeniem z tymi, co przyjdą po nich. Dlatego już pierwsze dwie tury wolontariuszek opisywały swoje projekty, chociaż nie przybrało to jeszcze formy bloga, tylko podstrony na www organizacji. Kiedy więc w mojej (trzeciej) turze stworzony został blog zadbaliśmy też o przeniesienie na niego artykułów moich poprzedniczek.

Przyznam szczerze, że nie przepadałam za pisaniem bloga. Robiłam to, bo trafiała do mnie argumentacja, że w ten sposób promuję pewne wartości i sposób życia. Lecz dosyć mnie to nudziło, bo nie było tam bezpośredniej reakcji z czytelnikiem (a pewnie nawet nie było czytelnika). To nie był czas mediów społecznościowych, a mi brakowało jakiejś reakcji innych na to, co piszę. Stąd też mój blog jest dosyć sztampowym zapisem przebiegu projektu. Ale i tak się łezka w oku kręci, jak tam czasem zajrzę.

Co Ci się podobało najbardziej, a co najmniej w Twoim projekcie?

Najbardziej podobała mi się różnorodność zadań w ramach projektu i wielka intensywność uczenia się nowych rzeczy. Uczyłam się języka, kultury, organizowania czasu pracy. Wiem, że to co mówię brzmi, jakbym w ogóle nie spała, ale zapewniam, że sobie nie żałowałam snu. Ani przyjemności podróżowania po Włoszech (i poza nimi) w dni wolne.

Najmniej podobało mi się to, że trafiłam do organizacji goszczącej sama. W każdym innym roku wolontariuszy EVS w Varese było więcej (co najmniej 2 osoby), ale niestety moja współwolontariuszka zrezygnowała z projektu tuż przed przyjazdem. Nie poznałam też wolontariuszy EVS z innych miast, bo w 2007 włoska agencja narodowa programu Młodzież nie zorganizowała w ogóle szkoleń dla zagranicznych wolontariuszy.

Język włoski znałaś już przed wyjazdem czy poznałaś go już jako wolontariuszka EVS?

Przed wyjazdem rozumiałam już całkiem nieźle język włoski, ale nie umiałam zbyt wiele powiedzieć. Dlatego od samego początku prosiłam innych, żeby zmuszali mnie do używania włoskiego. Po angielsku pozwoliłam sobie wyjaśnić tylko jedną rzecz – zasady wypłaty kieszonkowego i zwrotu kosztów wyżywienia. W kwestiach finansowych wszelkie nieporozumienia są zdecydowanie niewskazane.

Część osób, z którymi się stykałam, nie znała angielskiego, więc to mi ułatwiało zadanie – musiałam się nauczyć dogadywać. Bardzo pomogły mi również seriale telewizyjne i zwyczaj ich dubbingowania. Ichnich telenowel bym nie zniosła, a tak się składa, że lubię zagadki kryminalne, więc włoski szlifowałam na serialach NCIS i Kości.

Chodziłam też na lekcje języka włoskiego, ale traktowałam je raczej jako możliwość poznania nowych osób. Nie miałam wokół innych wolontariuszy EVS, a w szkole poznawałam moich rówieśników, którzy do Włoch emigrowali, przyjechali na studia albo też na jakiś inny program wolontariacki.

Co zmienił EVS w Twoim życiu?

Perspektywę i kierunek ruchu. Nagle wiele rzeczy zaczęło mi się wokół Italii ogniskować (już rok po wolontariacie wróciłam na kolejny rok do Włoch – tym razem na studia).

Myślę, że stałam się też bardziej pewna siebie.

Co robisz obecnie i czy wykorzystujesz nabyte umiejętności w życiu codziennym?

Od ponad 4 lat mieszkam w Warszawie. Pracuję w prywatnej firmie, ale w projekcie realizowanym na rzecz organizacji pozarządowych – zajmuję się regrantingiem. Pełnię m.in. rolę specjalistki ds. informacji i promocji, a przecież pierwsze szlify w tej dziedzinie zdobywałam właśnie na EVS.

W życiu codziennym wykorzystuję też znajomość języka włoskiego, bo jakoś tak dziwnie się złożyło, że mój partner jest Włochem. Ale proszę, nie strasz tym potencjalnych wolontariuszek – to absolutnie nie jest skutek wolontariatu, to się zadziało dużo później i zupełnie gdzie indziej. EVS nie niesie ze sobą ryzyka chorób przewlekłych.

Czy podróżujesz, poznałaś wielu wolontariuszy z innych krajów, utrzymujecie kontakt?

Całkiem sporo podróżowałam w czasie wolontariatu – specjalnie przed wyjazdem zadbałam o zabezpieczenie środków finansowych na ten cel. Teraz mam na podróże nieco mniej czasu, ale staram się go jakoś wygospodarować.

Jeśli chodzi o wolontariuszy z innych krajów, to nie miałam do nich szczęścia, ale w trakcie EVS-u poznałam wiele fantastycznych osób z różnych krajów dzięki szkole językowej, do której chodziłam. Z niektórymi jestem wciąż w kontakcie – facebook bardzo w tym pomaga! Właśnie jedna ze znajomych obiecała, że wpadnie do mnie do Warszawy tej wiosny.

Dlaczego postanowiłaś prowadzić stronę na facebooku Włoskie Słówko Dnia (www.facebook.com/WloskieSlowkoDnia) ?

Z miłości do włoskości. 😉 Ten fanpage to sposób na połączenie różnych moich zainteresowań – językiem i kulturą włoską, ale i mediami społecznościowymi czy komunikacją. Miałam poczucie, że jest temat, na który mam do powiedzienia coś, co zainteresuje innych. Wydawało mi się naturalne, że muszę z tym wyjść poza krąg moich znajomych, których większość nie ma z italofilią nic wspólnego.

Bardzo się cieszę, że Włoskie Słówko Dnia spotyka się z życzliwym przyjęciem wielu osób. Naprawdę nie spodziewałam się, że znajdzie się aż tylu chętnych do jego śledzenia.

Jakie jest Twóje ulubione miejsce, danie i słówko we włoskim?

Ulubione miejsce? Tylko jedno mam wybrać? Niemożliwe! Na pewno gdzieś, gdzie rosną pinie. I mogą to być ogrody Villi Borghese w Rzymie, dzika plaża przy Torre Astura czy jakaś nieznana mi z nazwy miejscowość w prowincji Lecce.

Ulubione danie? Też tylko jedno? Bez żartów! To może podrzucę Ci przepis na świetny makaron ze szparagami, bo zaraz będzie na nie sezon: http://puszka.pl/przepis/6414-makaron_fettuccine_ze_szparagami_i_parmezanem_ubogich_.html

Bardzo lubię wszelkie neologizmy, regionalizmy i wyrażenia potoczne –zawsze wynajdę jakiegoś utonto (mało rozgarnięty użytkownik Internetu), jakąś schiscettę (takie mediolańskie słówko na obiadek zabierany do pracy czy też na lunchbox) albo la butto in caciara (wprowadzić zamieszanie/zmienić temat, by odciągnąć uwagę rozmówcy od danego tematu). I przyznam, że po włosku się fantastycznie klnie.

Przyznam, że i ja za schiscettą przepadam ;).

jezioro_como

okoliczne_cuda_lago_maggiore

monte_lema

Wszystkie zdjęcia z prywatnej kolekcji Izy :).

14 komentarzy do “Iza, EVS, życie… i włoskie słówko dnia – wywiad.

  1. Fajna sprawa z tym wolontariatem 🙂 Orientujesz się może czy są również opcje dla tych po 30 ?? Z tego co sprawdzałam to wszystkie są dla osób poniżej 30 roku życia

  2. jak fajnie, że jest tak wiele możliwości poznawania świata przez takie inicjatywy … w ‚moich’ czasach :^) … o Erasmusie czy EVS można było sobie tylko pomarzyć ..choć łutem szczęścia jakoś udało mi się studiować we Włoszech przez kilka miesięcy a Werona jest przepiękna .. Piazza delle Erbe jest niezapomniany .. .. mam wiele pięnych wspomnień z mostów nad Adige .. także wspomnień romantycznych :^)

Dodaj odpowiedź do Michasia Anuluj pisanie odpowiedzi